Jeśli czytałyście ostatniego posta, wiecie, że po felernej wizycie u fryzjera znów zafiksowałam się na punkcie włosów. Cały ostatni rok, wrzesień 2014 do września 2015 rosły sobie spokojnie bez szczególnej pielęgnacji. Byłam wtedy w trakcie kuracji izotekiem i muszę powiedzieć, że moje włosy nigdy wcześniej nie wyglądały lepiej. Zero przetłuszczania! Objętość! Włosy jakieś grubsze, jak nie moje! Mogłam wetrzeć olejek w końce, położyć się spać, a rano obudzić się z nie tłustymi strąkami! Aż szkoda, że nie wymyślono tabletek z takim działaniem na włosy bez szkodliwych skutków ubocznych ;-)
W każdym razie był to dobry czas dla włosów, mogły sobie spokojnie rosnąć. Po wakacjach były już za piersi i mimo, że końce były już mocno poniszczone, uwielbiałam ich długość i dobrze się z nią czułam. Niestety fryzjerki jak wszyscy wiemy, wybitnie nie lubią długich włosów u innych, koniecznie trzeba ciachnąć o 10 cm więcej niż klient chciał.
Tak jak pisałam, już nawet nie chodziło mi o stracenie dużo z długości...Bo gdybym zyskała zamiast tego grubsze, zdrowiutkie końcówki, trudno, jakoś bym się z tym pogodziła, że zapuszczam teraz zdrowe, piękne włosy ;) Ale babka podcięła mi je fatalnie, były wystrzępione, cienkie, w ogóle nie wyglądały jak podcięte. Po dwóch tygodniach wyrównałam je sama nożyczkami, a kilka dni temu podcięłam je jeszcze maszynką.
Efekt jest taki:
Patrząc na zdjęcia z boku bloga, widać, jak dużo poszło centymetrów ogólnie. W zasadzie wróciłam się do stanu z października zeszłego roku :P Czyli tak jak mówiłam, rok zapuszczania praktycznie szlag trafił. Wrrrr! Ale, ale, i tak jestem teraz o wiele bardziej zadowolona, niż byłam. Końcówki są ostre, a włosy przylegają do siebie jako całość, a nie wiszą smętnie strąkami, a takie miałam po tej wizycie. Nie są podcięte idealnie na prosto, musiałabym całkowicie je zrównać z bokami, a nie jestem gotowa tyle stracić z długości. Ale myślę, że przyjdzie i na to czas. Mogę tylko powiedzieć, że OGROMNIE żałuję, że mając włosy już za piersi, wtedy nie wpadłam na pomysł podcięcia ich maszynką - nie straciłabym tylu cm co po wizycie u fryzjera, wizualnie zrobiłyby się gęściejsze, nie doszłoby do tego pieprzonego cieniowania.
Teraz już mnie bardzo długo nie zobaczą u fryzjera, zwłaszcza jak zobaczyłam, jaki super efekt daje podcinanie maszynką ;)
No to cóż. Teraz tylko zapuszczanie mnie czeka, może w pół roku odrobię straty...? ;)
Swoją drogą jestem bardzo zadowolona z tej wody brzozowej z Kulpol - jak ona ładnie pachnie! Jestem zdziwiona, bo dotąd kupowałam wodę brzozową w takich szklanych buteleczkach, która strasznie waliła alkoholem i po tej spodziewałam się tego samego. A ona pachnie jak krem do rąk, coś podobnego :-D Ładny, delikatny zapach, a też ma denat na pierwszym miejscu.
Cały grudzień zamierzam kontynuować wszystkie kuracje, zobaczymy w styczniu jakie będą efekty.