piątek, 20 stycznia 2012

Skrzypopokrzywa i słówko o drożdżach.

Znudzona długim zimowym wieczorem - należę do tych, którzy zimy nie ciepią zaciekle i wytrwale i nie mieliby nic przeciwko, by w ogóle nie przychodziła - postanowiłam skrobnąć małą notkę o nowej kuracji, którą podjęłam. Tzn - nowej jak nowej - pokrzywę piję już od września, po 3 miesiącach wzięłam się za skrzyp, ale jeszcze nigdy nie piłam ich łącznie i w formie sypanej, a nie w torebkach ;-)
Zioła w torebkach, wiadomo, są wygodniejsze - wrzuca się do szklanki, zalewa, zostawia do zaparzenia i gotowe. Z sypanymi, zwłaszcza jeśli chce się je gotować, jest już więcej zabawy. Zdecydowałam się przejść na taką formę, bo natknęłam się na informacje, że daje to o wiele większe rezultaty. Źródło tych wieści to oczywiście Wizaż ;-) ale i blog oczochmurności, która pisała, że ma o wiele większe efekty po kuracji gotowanymi ziołami. Cóż, wiem, że nawet po wypiciu hektolitrów ziół nie będę miała tak pięknych włosów jak ona, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia.


Dlaczego warto gotować skrzyp? ponieważ uwalnia się wtedy krzemionka, na co nie ma dużych szans, gdy tylko zalewamy zioła wrzątkiem ... Co do pokrzywy - tu już nie znalazłam inf żeby ją gotować, ale i tak to robię. Najpierw wrzucam dwie łyżeczki skrzypu, na koniec gotowania (jakieś 10 minut góra) daje pokrzywę. To wszystko się radośnie gotuje, następnie przelewam brunatną ciecz do szklanki i czując, jakbym co najmniej zgotowała jakiś tajemniczy wywar, po przestudzeniu wypijam ;-) 


Różnice, które zauważyłam : przede wszystkim - inny kolor. Piłam miesiąc skrzyp w torebkach i mimo że dbałam by zawsze parzył się pod przykryciem, on nigdy nie naciągnął, tylko herbatka była ledwo jasnobrązowa. Irytowało mnie to, bo miałam wrażenie, że piję  jakieś rozwodnione siuśki :-P Teraz powinnam być usatysfakcjonowana, bo po zmieszaniu pokrzywy ze skrzypem dostajemy ciemnobrunatną ciecz, którą mój chłopak lubi nazywać ''wodą z bagien'' :p


Smak: całkiem znośny, ośmielę się powiedzieć że lepszy niż skrzyp osobno. Ogólnie jestem już bardzo przyzwyczajona do smaku ziół, od września ciągle je popijam i teraz mało mnie co rusza. Poza tym czego się nie robi dla włosów :->


Piję dużą szklankę dziennie. Uwaga! napar działa moczopędnie, lepiej nie pić bezpośrednio przed spaniem, chyba że nocne wędrówki do łazienki są naszą pasją. Ja staram się zawsze wypić zioła w okolicach południowych.
Zioła zamówiłam w dozie, najtańsze, jakie były. Pokrzywa kosztowała 1.69, a skrzyp 1.89 - albo na odwrót, nie pamiętam :) Wg mnie nie warto kupować tych droższych, ale to już jak kto uważa, ja nie będę przepłacać :)









Zdjęcia ze strony doz. pl 


O dobroczynnym wpływie pokrzywy i skrzypu nie będę się rozpisywać, bo chyba każdy je zna ;-) Mam nadzieję, że przysłużą mi na porost, bo stwierdzam, że strasznie trudno moje włosy ruszyć z miejsca...Albo zbyt dużo bym chciała.




O drożdżach : jak pewnie niektórzy pamiętają, od 2 miesięcy piję drożdże (...hm, aż sama sprawdziłam w kalendarzu, czy to na pewno prawda :D) Nieźle, jestem sama zdziwiona moją wytrwałością. Zamierzam je jeszcze pić miesiąc, a potem może zrobię przerwę. O ile do ziół jestem na tyle przyzwyczajona, że wypijam je normalnie, to przy drożdzach wciąż muszę wstrzymywać oddech. Stałam sie specjalistką od drożdzy, wiem które się nie rozpuszczają choćby nie wiem co i w szklance zostają gluty i wiem, które się rozpuszczają znakomicie. Ech... Jest się czym chwalić, co za osiągnięcia :D Drożdże Babuni z Biedronki są najlepsze, a NAJGORSZE są drożdże domowe. Z babcią na obrazku, ale w niczym biedronkowych nie przypominają. Nie cierpię ich, bo się nie rozpuszczają. Czasem jednak niestety je biorę jak nie ma innych.
Jakimi efektami się mogę pochwalić? Powiem tylko tyle, że tak długich i mocnych paznokci nie miałam z rok ;-) Zwykle gdy udało mi sie coś wyhodować, od razu się łamały, teraz jest inaczej. Jestem bardzo zadowolona, że wreszcie mogę się pochwalić ładnymi długimi paznokciami ;-)
Nie mogę kłamać, że podobne sukcesy widać na mojej twarzy, moja cera jest wyjątkowo oporna na wszystko, co stosuje, by jej pomóc. Drożdże nie pogorszyły jej stanu, ale i nie pomogły na powstawanie wyprysków itd.
Co do włosów - bardzo trudno powiedzieć, bo stosuję zbyt dużo rzeczy, żeby stwierdzić, co pomaga ... Jak już pisałam kilkakrotnie, pozbyłam się problemu wypadania, więc może miały też swój udział w tym między innymi.


To chyba tyle ;-) Będę kontynuować starą kurację drożdżami i nową - skrzypopokrzywą :) Zobaczymy, co potem wymyślę :-D

środa, 18 stycznia 2012

Maska do włosów Bingo z masłem Shea i pięcioma algami.

Jakiś czas temu chwaliłam się na blogu moimi Bingowymi zakupami :) i przyszła najwyższa pora na recenzję jednej z masek - padło na tę z algami, bo jej używałam częściej.
Czego możemy się o niej dowiedzieć:


Zawiera masło Shea (karite) i botaniczny kompleks pięciu alg: Ascophyllum, Spiruliny, Laminarii, Morszczynu i Nori dla wzmocnienia i regeneracji włosów

Masło Shea ma działanie rewitalizujące, odżywcze i nawilżające. Regeneruje włókno włosa, odbudowuje włosy od cebulek po same końce i wygładza ich powierzchnie, nadając im niezwykły połysk. Algi dostarczają włosom dżywczych i regenerujących składników: witamin, aminokwasów, polisacharydów, proteiny i soli mineralnych. Włosy stają się mocne i elastyczne.


To tylko tak gwoli wstępu, jakby ktoś przegapił moją wstępną notkę o tych maskach, gdzie już pisałam o obiecywanych przez nie cudach ;-) 

Moja opinia o tej masce no jednym zdaniem – póki co to moja ulubiona maska! ;-) Przewyższa działanie nawet Waxu, a maski z tej linii jak wiadomo są bardzo chwalone. Jestem pewna, że będzie to produkt, do którego wciąż będę wracać (czego nie jestem pewna o drugiej masce, którą kupiłam, z kaszmirem, ale o niej kiedy indziej). Urzeka mnie w niej bardzo dobry skład, duże opakowanie, wydajność i to wszystko za śmieszną cenę – 7.50! Jednak z tego co się orientuję, za taką cenę można ją dorwać tylko w Tesco. W internetowym sklepie już jest za 12 zł plus niestety przesyłka, więc można przepłacić. Mam nadzieję, że będzie ją można zawsze znaleźć w Tesco (ja kupiłam w Tesco na Kapelance, info dla mieszkanek Krakowa ;-) )

Ale, porządkując :
Pojemność, wydajność : za cenę jaką wymieniłam mamy 500 ml gęstej maski, której nie trzeba nałożyć dużo, z czego prosty wniosek, maska starczy nam na długo. Zwłaszcza dla posiadaczek niezbyt długich, cienkich włosów – czyli tak jak ja ;-) Nie mam pojęcia, kiedy ją skończę, ale potrwa to na pewno długo. Poważnie, odkąd odkryłam Bingo, nie kręcą mnie już niemalże żadne maski! ;-)
Zapach : bardzo przyjemny! delikatny, nie narzucający się, włosy pachną tak hmm… kremowo ;-)
Aplikacja: wg producenta należy trzymać ją na głowie ok. 5minut. Oczywiście tego nie przestrzegam i wam też nie polecam :) chyba, że bardzo się spieszycie i nie macie czasu na bawienie się w chodzenie z turbanem na głowie. Nie wierzę po prostu, że przez głupie 5 minut składniki z maski są w stanie porządnie wniknąć we włos. Ja ją trzymam ok. pól h. Absolutnie żadnego obciążenia i oklapniętych włosów. A mam na to włosy podatne! Zapomniałam przedtem jeszcze dodać, że wmasowuję ją nie tylko we włosy, ale także w  skórę głowy :) Oczywiście polecam wypróbowanie, co najbardziej będzie nam odpowiadało. Aha, ja jeszcze staram się utrzymać wyższą temperaturę (podobnie jak z Waxem), więc używam ciepłego nawiewu z suszarki i nakładam czapkę :D Tak, taką zwykłą ciepłą czapkę. Bardzo to sobie chwalę, bo wreszcie nic mi nie ścieka ani się nie wymyka (pod czapką mam jeszcze foliowy czepek). Ostatnio też na nocne olejowanie śpię z czapką na głowie – nie obchodzi mnie, że to śmieszne, ważne, że wreszcie  nie budzę się z bałaganem wokół siebie :-D
 Efekt : po pierwszym użyciu byłam w małym szoku – moich włosów było dwa razy więcej :-D Poważnie, jeszcze żadna maska nie zwiększyła mi tak objętości włosów. Wydawały się też grubsze. Po kolejnych użyciach już nie miałam na tyle spektakularnego efektu jeśli chodzi o objętość – owszem, był, ale nie tak, jak za 1 razem, więc za 1 razem albo moje włosy zwariowały, jak poczuły na sobie nową maskę z algami :D albo – to ja się przyzwyczaiłam do efektu i już nie zrobił na mnie potem takiego wrażenia :) Włosy pięknie błyszczą po tej masce. Ogólnie moje włosy ostatnio zyskały na blasku, może przez intensywne olejowanie i równie intensywne nakładanie różnorodnych masek.
 
Bardzo polecam tę maskę, jest teraz jednym z moich ulubieńców. Jestem zakochana w marce Bingo i chyba niedługo napiszę o nich osobną notkę …. Jakie produkty z nich bym chciała mieć, a nie mam, czyli moje typy zakupowe na kiedyś ;-) Bardzo żałuję, że tak ciężko dorwać je ‘stacjonarnie’!

sobota, 7 stycznia 2012

Kuracja Saponicsem - kompleksem odżywczym stymulującym wzrost włosów.

Jakiś czas temu odłożyłam Capitavit, który służył mi jako wcierka (można o nim przeczytać osobny wpis) i zaczęłam stosować Saponics - kompleks odżywczy stymulujący wzrost włosów. Przez to dbanie o włosy i chęć pobudzenia ich do szybkiego wzrostu, stałam się niemalże uzależniona od masowania skóry głowy i aplikowania na nią różnych cudów... Chciałabym być taka wytrwała we wszystkich sferach życia :->
Kupiłam też dwie butelki Jantaru, odżywki do włosów. Chyba żadnej włosomaniaczce nie trzeba go przedstawiać, ma świetne opinie, dziewczyny zachwalają jego działanie, pobudzanie włosów do rośnięcia, wzmocnienie cebulek itd. Ma świetne opinie na kwc. Z bliżej nie wiadomych mi przyczyn ma być wycofany ze sprzedaży :-( Nie wiem, czy zostanie zastąpiony czym innym, napisałam nawet do nich maila z pytaniem o to, ale póki co nie dostałam odpowiedzi. W każdym razie kupiłam sobie dwie butelki. Nigdy go nie stosowałam, ale nie chcę, żeby przeszedł mi koło nosa, skoro jest podobno tak dobry ;-) Myślę, że jeszcze jakiś czas będzie można go kupić (na doz jest dostępny), ale pewnie w końcu dojdzie do tego, że nigdzie go nie będzie.


Ale miało być o Saponicsie - swoją drogą też z Farmony ;-)


                                                                                                                     źródło zdjęcia : adonisvernalis.pl
Przeznaczony jest do pielęgnacji skóry głowy i bardzo delikatnych włosów. Jego receptura uwzględnia najistotniejsze potrzeby włosów szczególnie cienkich , słabych i delikatnych. Kompleks Saponics zawiera biologicznie czynne substancje stymulujące wzrost włosów: Kerastim, Trichogen oraz aktywne, naturalne wyciągi ze skrzypu polnego i brzozy. Dodatkowo wzbogacony o cenne witaminy A,E,F i prowitaminę B5. Kerastim hamuje wypadanie włosów, stymuluje ich wzrost i odżywianie. Dzięki zastosowaniu witaminy A i E włosy stają się pełne blasku; są odporne na uszkodzenia. Naturalne wyciągi ziołowe działają wzmacniająco, przeciwzapalnie i bakteriobójczo. Kompleks Saponics wpływa łagodząco i regenerująco na skórę głowy.


Buteleczka jest o tyle lepsza od Capitavitu, że ma wąski otworek i z butelki, która nawet nam się wywróci, dużo się nie wyleje. Żeby wydobyć płyn, trzeba się trochę natrzepać butelką ;-) Podobnie sprawa wygląda z Jantarem, z czego się orientuję (jeszcze go nie używałam, bo zaczęłam kurację Saponicsem). Uważam, że najlepsze do takich rzeczy są buteleczki z atomizerem, no ale.  
Zapach - jest dość delikatny, nie intensywny, ale mój nos go nie lubi. Jest trochę jak stare męskie perfumy. Nie podoba mi się, ale nie drażni mnie na tyle, żebym go nie używała.
Kolor - zielony. 
Stosowanie - wg instrukcji na opakowaniu, stosujemy go  2 tygodnie codziennie i robimy przerwę. Przy Jantarze są 3 tygodnie i dopiero wtedy przerwa. Można go stosować na umyte lub suche włosy, wcierając we włosy i skórę głowy. Ja go stosuję inaczej, przede wszystkim nie po myciu - po myciu to ja mam zupełnie co innego zaplanowane dla włosów, np. jakąś maskę :) i nie wcieram go we włosy - za wysoko ma alkohol jak na mój gust. Używam go wieczorem, wmasowuję dokładnie w skórę głowy. Oczywiście, jak to wcierek - nie spłukujemy ;-)
Póki co nie mogę wiele powiedzieć o jego działaniu - w środę miną mi dwa tygodnie stosowania, zrobię kilka dni przerwy i znów rozpocznę wmasowywanie. Uff... ;-)
Mam nadzieję, że jeszcze bardziej wzmocni mi cebulki, choć i już teraz nie narzekam - włosy mi nie wypadają.
Wydajność - po 2 tygodniach będę miała połowę buteleczki ( ma 100 ml). Czyli starczy mi na jakiś miesiąc. Myślę, że jeśli ktoś nie ma dużych problemów z wypadaniem, może stosować taką wcierkę co 2, 3 dzień, niekoniecznie codziennie. Ja chciałam po prostu poważnie podejść do instrukcji na opakowaniu :-)
Cena - 12 zł w dozie.
Minus - wcierka jednak obciąża, więc moje włosy nie wyglądają ostatnio popisowo u nasady, są oklapnięte. No, ale mam nadzieję, że przynajmniej będą tego jakieś efekty.


I na koniec skład dla ciekawych:
aqua, cetyl alkohol, cetearyl alkohol, stearalkonium chloride, PEG-20 stearate, ceteareth 20, cetrimonium chloride, equisetum arvense extract, cera alba, propylene glycol, calendula officinalis flower extract, chamomilla, recutica flower extract, rosmarinus officinalis leaf extract, salvia officinalis leaf exract, pinus silvestris bud extract, arnica montana flower extract, arctium majus root extract, citrus medica limonum peel extract, hedera helix extract, tropaeolum majus extract, nasturtium officinale extract, polysorbate 20, retinyl palmitate, tocopherol, linoleic acid, PABA, parfum, DMDM hydantoin, methylisothiazolinone, methylchloroisothiazolino ne, hexyl cinnamal, buthylphenyl methypropional, citronellol, linalool.


Saponics nie podrażnił mi skalpu ani nie spowodował żadnych obrażeń ;-) Dla fanek wcierek kolejna propozycja do testowania.


Miłego wieczoru !:)